Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

głowie — a mnie dziecku zmiatają kurz z drogi czoła Hanów i Persów, powietrze chłodzą wachlarze dziewic i brzmią u wchodu do życia poetów lutnie, wieszczby proroków, wśród chmur kadzideł, w ogrodach z róż, gdzie fontanny biją tęczami, gdzie motyle drogiemi kamieniami, a kwiaty motylów kochanki, piasek złotem połyskują i każde źdźbło trawy nad szmaragd jaśniejsze.
A kiedym wyrósł niemowlęciu nad głowę, klacz mi osiodłali Emiry i strzemię srebrne trzymali, kark podstawiając pod stopę siadającemu — i łuk jednorożcowy mi dali, sajdak z kości słoniowej i strzały z drzewa róży z ognistym u ostrzów kamieniem. Każda z nich lecąc w górę była wschodzącą, spadając na dół zachodzącą gwiazdą; i wypuszczałem roje gwiazd takowych z nad siodła z jedwabiu, jakby duch jaki, pan błękitnego przestworu.
A kiedym wybujać zaczął wyżej chłopca, sięgając już szyi ojca mego, wtedy mi lotnego dali bieguna, kolczugę księżycami zasianą i oręż Farysowy; a miałem serce po temu, skaczące mi w piersi do bojów, jak mleko w łonie matki do ust dziecięcia. Na polach ananasami okrytych zwarliśmy się nieraz, pośród kwiecia padały trupy! Oh! ty nie wiesz, co to bitwa nasza: chmury patrząc z nieba zazdroszczą nam i lotów i blasków naszych. Słońce wasze jest upiorem naszego; ono wre w środku błękitów nad Kaszmirem, nad Iranem, nad brzegami Kaspii, w okół Stambułu i jeszcze nad górami Krymu jak źrenica samego Allah, jak koło z topiących się wiecznie dyamentów, których krople w promieniach leją się na nas i życia nam dają więcej, niż Giaurom północy. Drzewa, kwiaty, strumienie, fontanny, kopuły, wieże, pierze ptaków, grzywy lwów i koni, oczy dziewic i mężów zbroje, tyle światła przejmują, iż świat mój wydaje mi się teraz chwałą nadludzką, patrząc na świat wasz, hurysso moja.