Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/182

Ta strona została przepisana.

waler runa złotego, komandor Moncenigo, najstarszy szlachcic z całej Wenecyi!

Młodzieniec.

Z tym pół łokciowym nosem, z temi brzęczącemi szmaty i tym czarnym z tyłu ogonem?

Bankier-Książe.

Tak, ten sam, ten sam! Jak się masz Moncenigo? zarazem cię pod maską poznał. A to, to przyjaciel mój, Hrabia z Polski, zarekomendowany mi zawczoraj przez Rothmana i spółkę — zapoznajcie się panowie! Przepraszam cię, drogi Hrabio, takie imię twe sławiańskie trudne, że nie mogę ... Lecz już nas minął Moncenigo — poleciał za tą dziewczyną w różowem domino — na drugi raz zapoznanie! — Prawda, jaki piękny i gibki, mężczyzna! — przewrybornie mu w tym stroju pół dyablim, pół arlekinowym!

Młodzieniec.

U nas w Polsce, gdyby się tak przebrał, powiedzianoby że ...

Bankier-Książe.

Że co?

Młodzieniec.

Ot, na ustach mi się rozpłynęło.

Bankier-Książe.

Ale powiedz drogi — ciekawym nader!

Młodzieniec.

Roztopiło się!

Bankier-Książe.

Ale proszę cię!

Młodzieniec.

Pozwalasz Książę?