Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/185

Ta strona została przepisana.

naście. Zatem obowięzuję się kochanego Hrabię zapoznać z księżną. Lecz teraz niesposób, gdyż znać, spieszy się, — a potem, książę z nią — a to pan całą gębą i mówiąc między nami, to..... to.....

Młodzieniec.

Przeszła! tak przeszła jak sen!

Bankier-Książe.

Jakżeż to powiedzieć?..... to..... to człowiek niezmiernie poważny, przytem niezmiernie grzeczny, ale szczególnym sposobem. Głęboko też rozumny — wielka figura — rozumiesz? nie wiem jak ci to wytłomaczyć?.... to straszny człowiek!

Młodzieniec.

Jakto?

Bankier-Książe.

Tylko na miłość Boga nie powtarzaj nikomu, drogi Hrabio; — ja uważasz, szczerym, otwartym z tobą, — boś mi pan Hrabia zarekomendowany przez Rothmana i Spółkę; mówię zatem, czegobym drugiemu nie powiedział, nikomu drugiemu zarekomendowanemu przez inny dom mniej kapitalny, nigdy, słowo honoru, nigdy nie powiedział! Ale też za to nie zdradź mnie przed nikim. Czy mi dajesz słowo honoru!

Młodzieniec.

Spójrz mi w oczy! czym do zdrajcy podobny? Zważ przytem, Książe, żeś mi nic nie wykrył, wcale nic, powiedziałeś tylko, że to straszny człowiek.....

Bankier-Książe.

Za wiele już i tak! chodźmy dalej, nie stójmy tu, nie spoglądaj Pan tak za nimi; jeszcze powiedzą, że nie za panią, tylko za panem patrzysz! że jego ruchów pilnujesz! Bóg wie czego ludzie nie wykłamią.