Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/186

Ta strona została przepisana.
Młodzieniec.

Ale któż to powiedz-że mi Pan wreszcie?

Bankier-Książe.

Książe Rahoga, bardzo znakomity człowiek. Rusz się Hrabio z miejsca, w zakręt wejdźmy ten!

Młodzieniec.

A ona?

Bankier-Książe.

Księżna Rahoga, żona jego!

Młodzieniec.

Żona jego?

Bankier-Książe.

Tak!

Młodzieniec.

Czy pewno żona jego?

Bankier-Książe.

A jużciż! cóż za pytanie?

Młodzieniec.

A więc żona, powiadasz, że żona?

Bankier-Książe.

Powiadam, powtarzam, przysięgam, tak jak że dwadzieścia tysięcy sześćset pięćdziesiąt i jeden napoleonów w złocie, ni mniej ni więcej, leży w tej chwili w prawej szufladzie szafy mej bankowej! Roztargnionyś pan Hrabia, cóż w tem tak dziwić cię może?

Młodzieniec.

Dziwić, nie dziwi — ale boleć, boli!

Bankier-Książe.

A to dlaczego?