Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/188

Ta strona została przepisana.
Młodzieniec.

Ah! powiedzże mi jej imię polskie!

Bankier-Książe.

Co tego, to nie potrafię!

Młodzieniec.

Chichotania tych masek mnie zarzynają! Co tylko wiesz, powiedz mi Pan o niej.

Bankier-Książe.

Opowiadano więc, że dziedzictwo jakieś niespodzianie spadło na nią i to w pobliżu dóbr znacznych, które sam Książe posiada także w tamtym kraju; — podobno gdzieś niedaleko miasta Odessy. Nawet przydawano, że Książe z tego bardzo zły!

Młodzieniec.

Czemuż zły?

Bankier-Książe.

Usuńże się z drogi tym pędzącym Mandarynom! Widzisz pan słychać, że książę wziął ją bez posagu, choć ze znakomitego domu — zwyczajnie z takiego, co to uświetnion herbami i chwałą, nie pilnował interesów, nie przejrzał jak my finansiści, że tajemnicą, która władnie światem, pieniądz jest! Tak, drogi hrabio! Ja się nieraz siebie zapytuję, gdy po nocach się przebudzam, jak Bóg świat stworzył bez pieniędzy; musiał mieć kapitał jakiś i sypnął nim! Czyż gwiazdy nie dukaty jego? cha! cha! cha!

Młodzieniec.

O Księżnie, o Księżnie mówmy.

Bankier-Książe.

Zatem Książe, który sam posiada ogromne majątki wszędzie, w Austryi, Śląsku, Włoszech i tam koło Odessy, zły był, że się ona dostała do czegoś własnego.