tolik, tylko, że o innej godzinie; — alem mówił, że z rana w niedzielę każdą tamtemi drzwiami zawsze Księżna sama jedna siada do gondoli i do San Georgio płynie.
O tych sfinxach myślałem i słowa twoje pomięszały mi się. Wszak jutro niedziela?
Niewątpliwie jutro!
Niedokładniem obejrzał te sfinxy z porfiru — pyszne już w promieniach miesiąca — cóż dopiero we dnie, gdy się każden szczegół rzeźby uwydatni.
Przysięgają znawcy, że to dzieło Michała-Anioła samego.
Masz za przejażdżkę.
Dziesięć razy więcej, niźliśmy się zasłużyli ja i Beppo Signorii Waszej. Przez Adryatykę! i Dożowie dawniej nie płacili tak!
To za sfinxy — bo widzisz i ja trochę artysta. Jutro rano bądź z gondolą tu!
Myśmy sługi — wasza Signoria panem.
Stoisz i patrzysz się. Cóż, Henryku mój, ręki mi nawet nie ściśniesz?