Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/199

Ta strona została przepisana.
Młodzieniec.

Czego? Czy tych uniesień niepojętych, co we mnie naradzają się tak, że wszechprzytomności Bożej prawie dotykam palcami we wszystkiem, — ot, nawet w tych tu promieniach co tak pełzają ku mnie po marmurze tym!

Aligier.

Rahogi i domu jego się strzeż!

Młodzieniec.

Czemu?

Aligier.

Jeden z najzaciętszych wrogów polskiej ojczyzny!

Młodzieniec.

I ona też? Więc taki anielski kształt obłudą? płaszczem ciała promiennym, rzuconym przez Stwórcę na ramiona Duchowi nieczystemu, świętokradczyni, — Polce, która nienawidzi Polski? Nie może być! — zaraz mi tu prawdy mów! — nie kołysaj mi noża po nad sercem — utop od razu!

Aligier.

Czym powiedział co na nią?

Młodzieniec.

Ah jakżeż ty dobry, miłosierny — jaki ty uroczysty i święty w tem świetle miesięcznem; ja tak cię kochałem zawsze, ja tak cię kocham! więc ty przeciwko niej nie świadczysz, tylko przeciwko niemu?

Aligier.

Przeciwko niemu tylko!

Młodzieniec.

Tem lepiej!

Aligier.

Jakżeż „tem lepiej“ kiedy on mężem jej?

Młodzieniec.

Mężem jej a prześladowcą braci jej? Co za mąż! chyba kat tylko!