Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/209

Ta strona została przepisana.
Młodzieniec.

Idźmy prędzej — podsuńmy się bliżej — zorza rośnie a rośnie!

Aligier.

Słuchaj — znów śpiewają!

Chór daleki.

Każda myśl poczęta w Bogu, z Wieczności w czas i przestrzeń zesłana, jako cząstka prawdy, jako córka Boża, to samo cierpieć musi co Bóg-Syn przecierpiał wcielony I Objawi się wśród ludzi — opowie nieba część — i męczy się i krzyż swój nosi i grób swój ma.
Jedne zginęły przed czasem jak święte dziewice, inne w samej pełni sił, padły jak bohatery — inne, później doczekały trumny w poniżeniu, w nędzy, z wierzchołków zeszły do katakomb życia — żadna nie skonała w białej szacie, w której zstąpiła na ziemię — żółcią i octem pojone, krwią zbryzgane zniknęły.
Ale każda zmartwychwstała w następnej — każda z grobu się podniosła w innem, wyższem ciele. Wy co chcecie przeczuwać, wspominajcie! Wy co stawiać teraźniejszość i odkryć przyszłość z jej szczytów, weźcie wprzód w głąb duszy wszystkie myśli zbiegłe przeszłości — bo dopiero tak z tych co przeminęły, jak z tych co przyjdą kiedyś, całość prawdy jest.

Młodzieniec.

Coraz światła więcej! zkądże ono przybywa? czyż znów sen cudowny mnie chwyta?

Aligier.

Nie — wprawdzie wieki jak sny przelatywać zaczną, ale już nie wewnątrz, jedno zewnątrz ciebie — postępuj wciąż!