Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/214

Ta strona została przepisana.
Młodzieniec.

Brzęk lir i cytar z niej słychać — a teraz hymny wzniosły się!

Aligier.

Powoli zapełnia się dziedziniec!

Młodzieniec.

Z pod kolumn, z za gajów, z za posągów wychodzą przecudne postaci.

Aligier.

Oto Hierofant tajemnic, ten w białych szatach, z sierpem złotym w ręku!

Młodzieniec.

A ten, ten?

Aligier.

Który!

Młodzieniec.

Ten najpiękniejszy z nich wszystkich, ten szerokopierśny, wyniosły, podobny nieco do Chrystusa!

Aligier.

Boski Platon!

Młodzieniec.

Tak mówiło mi serce!

Chór eleuzyjski.

Duszo zabłąkana w cielesności matniach, dziewico opuszczona na dalekich brzegach, oczyszczaj się, oczyszczaj i wzdychaj i tęsknij a wrócisz do świata pierwowzorów, do ojca twego i do matki Eimarmeny.
Patrz, z za opony zmysłów w którąś się oblokła, patrz, jak niebo to błękitne a ziemia ta kwiecista — z każdej fali odbłysków tysiąc — z każdego promienia barw mnóstwo — z jednego Boga, bogów myriady rodzą się co chwila.