Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/227

Ta strona została przepisana.

O biada, biada! król czy kapłan czy gmin, każden w dniu zwycięstwa bezmiłosierny! — próbują się — zawracają na się — i na przemiany jeden tratuje po drugim?
Coraz mniej Chrystusa w świecie — mniej Ducha żywego?

Chór daleki.

Dziecię dom opuszcza gdy w niem lata zakipią młodzieńcze — mąż dopiero kiedyś powraca do domu; — i z ludzkością tak — a jej domem, Bóg!

Młodzieniec.

Wszak możemy stanąć! — przecież tam światło się już pokazuje i pewno śmierć czyjaś się rozpoczyna.

Aligier.

Nie smętniej mi tak!

Młodzieniec.

Duch ochotny, ale ciało mdłe.

Aligier.

Ten tylko duchem, Henryku mój, kto zarówno duszę jak ciało swe, umie nawlec na wolę swą — oto, jak giętką rękawiczkę na dłoń!

Młodzieniec.

Znów inne, inne upiory stają mi przed oczyma — nie wiem przed jakiemi, czy ciała czy duszy — zda się widzę i nie widzę znów!

Aligier.

A ja ci mówię, że widzisz!

Młodzieniec.

Witam was, krągłe kapelusze i czarne płaszcze z pod których długi miecz się wymyka! witam was kuźnie i miechy i tygle i mioty! To wy syny Templariuszów, alchemicy, czarnoksiężniki, coście ziemię nurtowali, aż runął tron Stuartowi