O biada, biada! król czy kapłan czy gmin, każden w dniu zwycięstwa bezmiłosierny! — próbują się — zawracają na się — i na przemiany jeden tratuje po drugim?
Coraz mniej Chrystusa w świecie — mniej Ducha żywego?
Dziecię dom opuszcza gdy w niem lata zakipią młodzieńcze — mąż dopiero kiedyś powraca do domu; — i z ludzkością tak — a jej domem, Bóg!
Wszak możemy stanąć! — przecież tam światło się już pokazuje i pewno śmierć czyjaś się rozpoczyna.
Nie smętniej mi tak!
Duch ochotny, ale ciało mdłe.
Ten tylko duchem, Henryku mój, kto zarówno duszę jak ciało swe, umie nawlec na wolę swą — oto, jak giętką rękawiczkę na dłoń!
Znów inne, inne upiory stają mi przed oczyma — nie wiem przed jakiemi, czy ciała czy duszy — zda się widzę i nie widzę znów!
A ja ci mówię, że widzisz!
Witam was, krągłe kapelusze i czarne płaszcze z pod których długi miecz się wymyka! witam was kuźnie i miechy i tygle i mioty! To wy syny Templariuszów, alchemicy, czarnoksiężniki, coście ziemię nurtowali, aż runął tron Stuartowi