Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/235

Ta strona została przepisana.
Młodzieniec.

Czemuż żaden piorun ich nie rozgniótł?

Aligier.

Gdyby zaraz zginęli, nie podkopaliby sami własnego dzieła i ono puścizną po nichby zostało w świecie! Źli, muszą być samobójcami własnego złego! Na toć to, na to, dni im przedłuża Pan szydząc z nich, a miłosierny nam!
A teraz inni nadchodzą. Słyszysz te dzikie wrzaski? inni nienawistni im, a wzbudzeni przez nich i równi im, bo światło co świeci każdemu, Chrystus, zgaś! także w ich duszach! Uważaj!

Młodzieniec.

Jakież mnóstwo! jakiż rozmaity strój!

Aligier.

Ci pierwsi, z wzniesionemi szpadami w stalowe sklepienie, to ucznie i czeladniki — a majstry mularze widzisz, z tyłu idą, niosąc Biblią, węgielnice i cyrkle.

Młodzieniec.

A oni w kapłańskich szatach?

Aligier.

Należą do stopnia wybranych!

Młodzieniec.

A ci znów, z trupią głową i kośćmi i krzyżem na piersiach?

Aligier.

Kawalery Szkockie!

Młodzieniec.

Czyż to znów inni, ci kilku, ci ostatni, w płaszczach co od krwi kapać się zdają!