Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/240

Ta strona została przepisana.
Młodzieniec.

Dzięki wam nadpowietrzni. Teraz przejdę tą ulicą z rusztowań i nie upadnę. — Bliższych mi ojców i braci zabito — ukochańszych duchów straciłem, co mi do ludzi tych? — przecież w grobie i archanioł mój.

Chór mularzy.

O odrodzeni, o mistrze najwyżsi; nie ma już komu i nie ma już kogo zabijać. Od pracy rumianej, ręce opadły robotnikom, i z nich każden położył się na rusztowaniu swem. Czy słyszycie nad szmerem spływającej krwi, ciężkie chrapanie katów.

Chór odrodzonych.

Idźcie dalej.

Chór mularzy.

Gdzie nie wiemy; — dwie ostatnie gilotyny tu stoją a za niemi ciemności.

Chór odrodzonych.

Dalej — zawsze dalej.

Chór mularzy.

Nic się nie naprawiło dotąd ni dla ciała ni dla duszy, pusto i smutno — para z krwi ludzkiej mgłą posępną wstaje, na około nas — ślepniemy.

Chór odrodzonych.

Nie wszczynaż się tam choć jedna ścieżeczka? Nie błyszczyż przed wami choć jedno światełko?

Chór mularzy.

Nic nie widzim — tylko coraz ciemniej i w około nas i w nas samych.

Chór odrodzonych.

Budźcie śpiących, budźcie robotników.