Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/248

Ta strona została przepisana.
Aligier.

Z tej strony te dwie rozpalające się pochodnie.

Młodzieniec.

Jak dwa smutne księżyce. — Ah, widzę jakieś drzwi ogromne pod niemi — drzwi żelazne w murze.

Aligier.

Zbliżajmy się powoli — czytaj ten napis srebrny, w górze.

Młodzieniec.

Gens aeterna in qua nemo nascitur!

Aligier.

Tu dopiero koniec przeszłości, — za temi progi, teraźniejszość się wszczyna i zgromadzenie żywych duchów marzy o tem, co stać się ma, bo stać się powinno,

Chór daleki.

Witajcie, wy co przystępujecie do obecnych czasów — wy coście odbyli podróż wraz z pielgrzymkami, Anielicami Pana — z ideami ludzkości.

Młodzieniec.

Jakżeż te głosy rosną — zbliżają się — mnożą — zda się obok nas brzmią już te struny i śpiew ten się rozlega.

Aligier.

Ściana ta tylko od nich nas dzieli.

Chór.

W Imieniu Pana, u tych podwoi, przyjmujem was — a Pan troisty choć jeden — i dzieje planety troiste choć jedne.

Młodzieniec.

Takich tonów nie słyszałem nigdy — powietrze całe w muzykę się rozedrgało. Hymn ten w serce zstępuje, jakby wszystkich jęków serca dźwięk odkupiciel.