Z tej strony te dwie rozpalające się pochodnie.
Jak dwa smutne księżyce. — Ah, widzę jakieś drzwi ogromne pod niemi — drzwi żelazne w murze.
Zbliżajmy się powoli — czytaj ten napis srebrny, w górze.
Gens aeterna in qua nemo nascitur!
Tu dopiero koniec przeszłości, — za temi progi, teraźniejszość się wszczyna i zgromadzenie żywych duchów marzy o tem, co stać się ma, bo stać się powinno,
Witajcie, wy co przystępujecie do obecnych czasów — wy coście odbyli podróż wraz z pielgrzymkami, Anielicami Pana — z ideami ludzkości.
Jakżeż te głosy rosną — zbliżają się — mnożą — zda się obok nas brzmią już te struny i śpiew ten się rozlega.
Ściana ta tylko od nich nas dzieli.
W Imieniu Pana, u tych podwoi, przyjmujem was — a Pan troisty choć jeden — i dzieje planety troiste choć jedne.
Takich tonów nie słyszałem nigdy — powietrze całe w muzykę się rozedrgało. Hymn ten w serce zstępuje, jakby wszystkich jęków serca dźwięk odkupiciel.