Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/25

Ta strona została przepisana.

A Carowa wyglądała tej nocy właśnie jak trzeba na drażnienie męskiego serca; na licu płonie od namiętnego oczekiwania; i na czarnych włosach złota mitra się wznosi, tak kształtnie rzucona, że i jednego pukla nie zasłania i jej blaskom żaden pukiel nie szkodzi; płaszcz odpada od ramion, za każdym krokiem zsuwa się bardziej, już ciągnie się po ziemi; ale za to ramiona błysnęły z pod niego. Szata z nad piersi gwałtownem biciem tych piersi odsunięta, rąbek jeszcze został biały, przejrzysty, słaba opona przeciw rozhuźdanym oczom. I włosy też zwolna spływają w dół na ramiona, na plecy. Oh! kto na nią patrzy, tej nocy długie zachowa wspomnienie. Statku i urody tyle na tych licach, tyle hartu na czole, że marmurem wydaje się białym, a tyle ponęty, błagań, rozkazów na ustach, że zdają się liściami róży drżącemi w powiewie: raz je wiatr mocny rozrywa, znów cichy głaszcze i spokoi.
A jako na panią licznych ziem i grodów przystało, obziera szeregi rycerstwa, czasem też łza spłynie z powieki, niby męża pamięć, to pamięć Kremlinu; każdego wyniosłość zadziwi, płacz wzruszy; pierścienie, rozwiązawszy się, lunęły deszczem czarnych włosów, który aż do stóp się spuścił; ona je podjąwszy pięć razy dłonią okręci i znów w czarne chmurki zepnie, które wiszą nad czołem; wreszcie zawoła w uniesieniu, odrzucając natrętne sploty od twarzy, przebiegając szeregi, to uśmiechem nęcąc, to wzrokiem z ognia burząc dusze, gdzieniegdzie sypiąc złoto i srebro.
— Nieszczęśliwej pomoc dajcie Waszmoście, kiedy patrzę ja biedna i nieboga na tyle zbroi i oręża, jeszcze wzrasta we mnie serce; bo wiem, że Polak odbieżeć nie umie. Prawą jestem szlachcianką polską. Waszmoście, prawą Carową waszą — i tu oglądała się na hufce Moskwy — ani wy siostry, ani wy pani swojej nie puścicie na śmiech u ludzi, na nędzę u świata,