Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/262

Ta strona została przepisana.

ja który chodzę po tej ziemi, jakbym się z niej prosto narodził, ze żwiru, mułu i murawy, tak jak Tytany niegdyś a ludowi ludzie dziś, otóż ja powiadam ci: — Z szlachtą polską i wszelką sławiańską koniec! Jeśli chcesz, klękaj i mów Zdrowaś Marya nad ich grobem — wolno ci! A znam was — a wiem was — nie ustąpcie — wszystkoście oddać gotowi i pół ziem waszych i brzęczący pieniądz; — ale klejnotu — ale pamiątek ale dumy, nigdy! Więc poświęceniem nowem, znów dorwiecie się władzy, której wspomnienia wiecznośćby sama niezdołała wam z ducha wygluzować. O! ja nie z was, a znam was, jak wy sami się znacie. Więc co za rada z wami, z urodzonymi! — jedna tylko — trzeba was odrodzić, żadnemu nie przebaczając, żadnego z sieci śmiertelnej nie wypuszczając, by raz już krew wasza i szpik kości waszych rozłożył się chemicznie na wieki i zniknął w przestworach! Dopiero będzie równość i lud — a wtedy, wtedy, dopiero wtedy, wszystko co ten człowiek w bieli na tronie wyrzekł, prawdopodobieństwem się stanie; — miłość będzie możnością na tym globie — lecz nie wprzód! wara! Rozumiesz, ty ojców posiadaczu?

Młodzieniec.

Aligier, gdzieżem ja? gdzieś ty mnie przywiódł? Ja wyzwę go! ....

Aligier.

Jeśli kochasz mnie, milcz!

(do Prezesa).

Przyklękam na znak uszanowania i prośby — bo łamać przepisów nie chcę odezwaniem się. O pozwól, ojcze arcyprzewielebny, na chwilę dozwól, bym na tę mównicę wstąpił i odpowiedział. Ojcze, mnie idzie o tę duszę jasną i czystą, powierzoną mi — patrz, jak blednie ta twarz, patrz jak gniew święty po żyłach tego czoła sinieje, — jak ta ręka powstrzy-