Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/266

Ta strona została przepisana.
Aligier.

Jak Bóg na niebie i w każdym z nas, jak Chrystus był na ziemi i dotąd duchem coraz silniej rozlega się po niej, zaprawdę, że wyzywam ciebie!

Kiermasz.

Więc jaśniej, praktyczniej mów — o co się ty pytasz ?

Aligier.

O sumienie twoje — o nic więcej!

Blauman.

Praktyczniej się wyraź. Ja człowiek czynu metafizyki nie rozumiem — nie chcę — i nie potrzeba jej mi. Jeszcze raz, o co się ty więc pytasz mnie?

Aligier.

W obec Tego, który między nami, choć nas dwóch tylko, trzecią przytomną osobistością jest — tu ot jest, rozciąga się od ciebie po mnie, odemnie po ciebie, i w okół nas — i widnokrężnie wszędzie! Wobec najdroższego utajonego jak Go lud polski nazywa, pytam się ciebie, czy czujesz sercem i wiesz rozumem nieodprzekonalnie, iż dla zbawienia Polski, trzeba zagłady szlachty polskiej? Że dla odsunięcia głazu grobowego, trzeba rękom zmartwychwstańców rękawic z błota i krwi, a nie gromów z czystego światła? Że dla rozpoczęcia trzeciej godziny świata, którać Chrystusową jest, należy wyprzeć się Chrystusa choćby na chwilkę — miłość jego odłożyć na później, Bogu wszechmocnemu powiedzieć: „Wyjdź teraz a wrócisz potem, — boś dziś nam naddatkowy — dopiero potrzebny pojutrze.“

Pankracy.

Julinicz, ludowy wieszczu, toś ty powinien odpowiadać mu — boć w nim wieszcz siedzi także.