Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/267

Ta strona została przepisana.
Julinicz.
(Wychodząc z grona chórowego.)

Ja wielki duch! proroczy duch! znajcie mnie!

Pankracy.

Więc mu za śpiew, odśpiewujże śpiewem!

Julinicz.

Nie czem innem, o bracia, jedno śmierci rozrobem, kończą się ery planety. Otoć chwila — i wieków dwadzieścia ma umrzeć, a nim umrą, mają być wzięte na tortury, za to, że zbrodniczyły wciąż a nie znały co duch! Dziś nie to co niegdyś! Niegdyś modlitwa i łza i skrucha, tem było chrześciaństwo! Dziś moc ucieleśniona, ruch, pęd, wir, ton, władza, nakaz, uorężnienie pańskich tchnień! Dziś do dzieła nawet łotrów dobiera Pan! Jak młotów, kos, cepów, dzid i mieczów tysiącem, niemi obraca na wsze strony i bije się po świecie, by zatracić wrogi swe! wrogi ludu! Dla wszechprzyszłości cóż znaczy szlachta lacka? kilkadziesiąt tysięcy ludzi — chcesz? kilkakroć nawet! kropla w oceanie! Jeśli jej łaknie ocean, rzucić ją! Takie dzisiejsze chrześciaństwo! bo się wybrał ziemię sądzić Pan i sądzi ją przez nas, przez święte swe, ujasnowidnione swe, proroki swe! I ot! wspomnisz, ty niewierny, nadejdą burze i zawieruchy żywe z żywych ludzi wiejne, mnóstwa przechadzające się po zwaliskach i popiołach, ofiarujące mord Bogu — i będzie Bogu miłym mord — bo całopaleniem tylko ciągłem wstępuje w niebo on ołtarz kołujący, ten planeta, na którym ludzkość kapłanem i ofiarnikiem wiekuistym, i zużyte jej plemiona i kasty i myśli, ofiarami!

Aligier.

Pankracy! Pankracy! Pamiętasz jak głos z nieba wołał na ukrywającego się Adama po dopełnionym grzechu, na uciekającego Kaima po bratobójstwie! Ty