stanie — bo choć już chrzcony z wody, zdawało mi się zawsze, że mu nie dostaje czegoś.
Śpij moje dziecię — czy już się tobie coś śni, że zrzuciłeś kołderkę — ot, tak — teraz leż tak — Orcio mi dzisiaj niespokojny — mój maleńki — mój śliczny, śpij.
Parno — duszno — burza się gotuje — rychłoż tam ozwie się piorun, a tu pęknie serce moje.
Dzisiaj, wczoraj — ah! mój ty Boże, i przez cały tydzień, i już od trzech tygodni, od miesiąca słowa nie rzekłeś do mnie — i wszyscy, których widzę, mówią mi, że źle wyglądam.
Nadeszła godzina — nic jej nie odwlecze.
Zdaje mi się owszem, że dobrze wyglądasz.
Tobie wszystko jedno, bo już nie patrzysz na mnie, odwracasz się kiedy wchodzę i zakrywasz oczy kiedy siedzę blizko. — Wczoraj byłam u spowiedzi i przypomniałam sobie wszystkie grzechy — a nie mogłam nic znaleść takiego, coby cię obrazić mogło.
Nie obraziłaś mnie.
Mój Boże. — Mój Boże.
Czuję, że powinienem cię kochać.