Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/306

Ta strona została przepisana.
Filozof.

Czy ja wiem — rok — dwa lata.

Mąż.

A jednak dzisiaj wypuściło z siebie kilka listków świeżych, choć korzenie gniją coraz bardziej.

Filozof.

Cóż z tego?

Mąż.

Nic — tylko że gruchnie i pójdzie precz na węgle i popiół, bo nawet stolarzowi nie zda się na nic.

Filozof.

Przecie nie o tem mowa.

Mąż.

Jednak to obraz twój i wszystkich twoich, i wieku twego, i teoryi twojej.

(Przechodzą.)
Wąwóz pomiędzy górami.
Mąż.

Pracowałem lat wiele na odkrycie ostatniego końca wszelkich wiadomości, rozkoszy i myśli, i odkryłem — próżnię grobową w sercu mojem — znam wszystkie uczucia po imieniu, a żadnej żądzy, żadnej wiary, miłości nie ma we mnie — jedno kilka przeczuć krąży w tej pustyni — o synu moim że oślepnie — o towarzystwie, w którem wzrosłem, że rozprzęgnie się — i cierpię tak jak Bóg jest szczęśliwy, sam w sobie, sam dla siebie.

Głos Anioła Stróża.

Schorzałych, zgłodniałych, rozpaczających pokochaj bliźnich twoich, biednych bliźnich twoich, a zbawion będziesz.

Mąż.

Kto się odzywa: