Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/313

Ta strona została przepisana.
Lekarz.

Zgadzam się z Panem Dobrodziejem.

Mamka.

Najświętsza Panno Częstochowska, weź mi oczy i daj jemu.

Orcio.

Matko moja, proszę cię, — matko moja, naślij mi teraz obrazów i myśli, bym żył wewnątrz, bym stworzył drugi świat w sobie, równy temu jaki postradałem.

Krewny.

Co myślisz, bracie, to wymaga rady familijnej.

Drugi.

Czekaj — cicho!

Orcio.

Nie odpowiadasz mi —o matko! nie opuszczaj mnie.

Lekarz (do męża.)

Obowiązkiem moim jest prawdę mówić.

Ojciec chrzestny.

Tak jest — to jest obowiązkiem — i zaletą lekarzy, panie konsyliarzu.

Lekarz.

Pański syn ma pomieszanie zmysłów, połączone z nadzwyczajną draźliwością nerwów, co niekiedy sprawia, że tak powiem, stan snu i jawu zarazem, stan podobny do tego, który oczywiście tu napotykamy.

Mąż (na stronie)

Boże, patrz, on Twoje sądy mi tłómaczy.

Lekarz.

Chciałbym pióra i kałamarza. — Cerasis laurei; dwa grana etc. etc.