Bracia, do młotów i powrozów.
Dobrze, obywatele, że czuwacie i ostrzycie puginały na jutro.
A ty co robisz w tym kącie.
Stryczki, obywatelu.
Masz rozum, bracie — kto od żelaza nie padnie w boju, ten na gałęzi skona.
Miły obywatelu Leonardzie, czy sprawa pewna na jutro?
Ten, który myśli i czuje najpotężniej z nas wszystkich, wzywa cię na rozmowę przezemnie. — On ci sam na to pytanie odpowie.
Idę — a wy nie ustawajcie w pracy. — Jankielu, pilnuj ich dobrze.
Pawrozy i sztylety, kije i pałasze, rąk naszych dzieło, wejdziecie na zatratę im — oni panów zabiją po błoniach, rozwieszą po ogrodach i borach — a my ich potem zabijem, powiesim. — Pogardzeni wstaną w gniewie swoim, w chwale Jehowy się ustroją; słowo Jego zbawienie, miłość Jego dla nas, zniszczeniem dla wszystkich. Pluńmy po trzykroć na zgubę im, po trzykroć przekleństwo im.