Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/321

Ta strona została przepisana.
Pankracy.

To będziesz męczennikiem za wolność ludu.

Przechrzta.

Wszystko, wszystko za wolność ludu.

(Na stronie.)

Aj waj.

Pankracy.

Dobranoc obywatelu.

(Przechrzta wychodzi.)
Leonard.

Na co ta odwłoka, te półśrodki, układy — rozmowy — kiedym przysiągł uwielbiać i słuchać ciebie, to że cię miałem za bohatera ostateczności, za orła lecącego wprost do celu, za człowieka stawiającego siebie i swoich wszystkich na jedną kartę.

Pankracy.

Milcz, dziecko.

Leonard.

Wszyscy gotowi — przechrzty broń ukuli i powrozów nasnuli — tłumy krzyczą, wołają o rozkaz; daj rozkaz, a on pójdzie jak iskra, jak błyskawica, i w płomień się zmieni, i przejdzie w grom.

Pankracy.

Krew ci bije do głowy — to konieczność lat twoich, a z nią walczyć nie umiesz, i to nazywasz zapałem.

Leonard.

Rozważ, co czynisz. Arystokraty w bezsilności swojej zawarli się w św. Trójcy i czekają naszego przybycia jak noża gilotyny. Naprzód, Mistrzu, bez zwłoki naprzód, i po nich.

Pankracy.

Wszystko jedno — oni stracili siły ciała w rozkoszach, siły rozumu w próżniactwie — jutro czy pojutrze legnąć muszą.