Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/326

Ta strona została przepisana.

Panowie nad nami nie mieli litości — Hurra — Hurra.
My dziś Boga, królom i panom za służbę podziękujem — Hurra — Hurra.

Maż (do dziewczyny.)

Cieszy mnie, żeś tak rumiana i wesoła.

Dziewczyna.

A dyć tośmy długo na taki dzień czekały — juści ja myłam talerze, widelce szorowała ścierką, dobrego słowa nie słyszała nigdy — a dyć czas, czas bym jadła sama — tańcowała sama — Hurra.

Mąż.

Tańcuj, obywatelko.

Przechrzta (cicho.)

Zmiłuj się, JW. Panie — ktoś może cię poznać — wychodźmy.

Mąż.

Jeśli kto mnie pozna, toś zginął — idźmy dalej.

Przechrzta.

Pod tym dębem siedzi klub lokai.

Mąż.

Przybliżmy się.

Pierwszy lokaj.

Jużem ubił mojego dawnego Pana.

Drugi lokaj.

Ja szukam dotąd mojego barona — zdrowie twoje.

Kamerdyner.

Obywatele, schyleni nad prawidłem w pocie i poniżeniu, glancując buty, strzyżąc włosy, poczuliśmy prawa nasze, — zdrowie klubu całego.