Syn Chamów dobranoc zasyła staremu słonku.
Zdrowie twoje, dawny wrogu nasz, coś nas pędził do pracy i znoju — jutro wschodząc zastaniesz twoich niewolników, przy mięsiwie i konwiach — a teraz, szklanko, idź do czarta!
Orszak chłopów tu ciągnie.
Nie wyrwiesz się — stój za tym pniem i milcz.
Naprzód, naprzód, pod namioty, do braci naszych — naprzód, naprzód, pod cień jaworów, na sen, na miłą wieczorną gawędkę — tam dziewki nas czekają — tam woły pobite, dawne pługów zaprzęgi czekają nas.
Ciągnie go i wlokę, zżyma się i opiera — idź w rekruty — idź.
Dzieci moje, litości, litości.
Wróć mi wszystkie dni pańszczyzny.
Wskrześ mi syna, Panie, z pod batogów kozackich.
Chamy piją zdrowie twoje, Panie — przepraszają cię, Panie.
Upiór ssał krew i poty nasze — mamy upiora — nie puścim upiora — przez biesa, przez biesa, ty