Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/332

Ta strona została przepisana.

zginiesz wysoko, jako pan, jako wielki pan, wzniesion nad nami wszystkimi. — Panom tyranom śmierć — nam biednym, nam głodnym, nam strudzonym, jeść, spać i pić. — Jako snopy na polu tak ich trupy będą — jako plewy w młockarniach tak perzyny ich zamków — przez kosy nasze, siekiery i cepy, bracia, naprzód.

Mąż.

Nie mogłem twarzy dojrzeć wśród zastępów.

Przechrzta.

Może jaki przyjaciel lub krewny JWgo.

Mąż.

Nim pogardzam, a was nienawidzę — poezya to wszystko ozłoci kiedyś — dalej, żydzie — dalej.

(Zapuszcza się w krzaki.)

Inna część boru. — Wzgórze z rozpalonemi ogniami. — Zgromadzenie ludzi przy pochodniach.
Maż, (na dole wysuwając się zza drzew z przechrztą.)

Gałęzie podarły na łachmany moją czapkę wolności. A to co za piekło z rudawych płomieni wznoszące się wśród tych dwóch ścian lasu, tych dwóch nawałów ciemności?

Przechrzta.

Zabłądziliśmy szukając wąwozu świętego Ignacego, nazad w krzaki, bo tu Leonard odprawia obrzędy nowej wiary.

Mąż (wstępując.)

Przez Boga, naprzód — tegom żądał właśnie, nie lękaj się, nikt nas nie pozna.

Przechrzta.

Ostrożnie — powoli.