Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/334

Ta strona została przepisana.

wśród dymu i łuny, twarz jego płonie, głos jego brzmi szaleństwem.

Przechrzta.

To Leonard, prorok natchnięty Wolności — na około stoją nasze kapłany, filozofy, poeci, artyści, córki ich i kochanki.

Mąż.

Ha! wasza arystokracya — pokaż mi tego który cię przysłał.

Przechrzta.

Nie widzę go tutaj.

Leonard.

Dajcie mi ją do ust, do piersi, w objęcia, dajcie piękną moją, niepodległą, wyzwoloną, obnażoną z zasłon i przesądów, wybraną z pośród córek Wolności, oblubienicę moją.

Głos dziewicy.

Wyrywam się do ciebie, mój kochanku.

Drugi głos.

Patrz, ramiona wyciągam do ciebie — upadłam niemocy — tarzam się po zgliszczach, kochanku mój.

Trzeci głos.

Wyprzedziłam je — przez popiół i żar, ogień i dym, stąpam ku tobie, kochanku mój.

Mąż.

Z rozpuszczonym włosem, z dyszącą piersią wdziera się na gruzy namiętnemi podrzuty.

Przechrzta.

Tak co noc bywa.