Zakryj się płaszczem moim. — Co to za niewiasty przed nami tańcują?
Hrabiny i księżniczki, które porzuciwszy mężów przeszły na wiarę naszą.
Niegdyś anioły moje. — Pospólstwo go zewsząd oblało, zginął mi w natłoku — jedno po muzyce poznaję, że się od nas oddala — chodź za mną — stamtąd lepiej nam patrzeć będzie.
Aj waj, aj waj, każdy nas tu spostrzeże.
Widzę go znowu — drugie niewiasty cisną się za nim, blade, obłąkane, w konwulsyach. Syn filozofa pieni się i potrząsa sztyletem. — Dochodzą teraz do ruin wieży północnej.
Stanęli — pląsają na gruzach — rozrywają nieobalone arkady — sypią iskrami na leżące ołtarze i krzyże — płomień się zajmuje, i gna słupy dymu przed sobą — biada wam — biada.
Biada ludziom, którzy dotąd się kłaniają umarłemu Bogu.
Czarne bałwany nawracają się ku nam i pędzą.
O Abrahamie!
Orle, wszak moja godzina nie tak blizka jeszcze?