Jeszcze piętnaście lat najwięcej — bo tacy ludzie nie długo żyją, — twój syn bliższy grobu niż młodości — jeden wyjątek ogromowi nie szkodzi. — Bądź więc sobie ostatnim hrabią na tych równinach — panuj do śmierci w domu naddziadów — każ malować ich obrazy i rznąć herby. — A o tych nędzarzach nie myśl więcej. — Niech się wyrok ludu spełni nad nikczemnikami.
Zdrowie twoje, ostatni hrabio.
Obrażasz mnie każdem słowem, zda się próbujesz, czy zdołasz w niewolnika obrócić na dzień tryumfu swego. — Przestań, bo ja ci się odwdzięczyć nie mogę. — Opatrzność mojego słowa cię strzeże.
Honor święty, honor rycerski wystąpił na scenę — zwiędły to łachman w sztandarze ludzkości. — O! znam ciebie, przenikam ciebie — pełnyś życia a łączysz się z umierającemi, bo chcesz wierzyć jeszcze w kasty, w kości prababek, w słowa ojczyzna i tam dalej — ale w głębi duszy sam wiesz, że braci twojej należy się kara, a po karze niepamięć.
Tobie zaś i twoim cóż inszego!
Zwycięstwo i życia — jedno tylko prawo uznaję i przed niem kark schylam — tem prawem świat bieży w coraz wyższe kręgi — on jest zgubą waszą i woła teraz przez moje usta:
„Zgrzybiali, robaczywi, pełni napoju i jadła, ustąpcie młodym, zgłodniałym i silnym.“
Ale — ja pragnę cię wyratować — ciebie jednego.