Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/358

Ta strona została przepisana.
Baron, Hrabia, Książe (razem.)

Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią ukaranym będzie.

Wszyscy.

Śmiercią — śmiercią. — Vivat.

(Wychodzą.)

Krużganek na szczycie. — Mąż. — Jakób.
Mąż.

Gdzie syn mój?

Jakób.

W wieży północnej usiadł na progu starego więzienia i śpiewa proroctwa.

Mąż.

Najmocniej osadź basztę Eleonory — sam nie ruszaj się stamtąd, i co kilka minut patrzaj lunetą na obóz buntowników.

Jakób.

Wartoby, tak mi Panie Boże dopomóż, dla zachęty rozdać naszym po szklance wódki.

Mąż.

Jeśli potrzeba, każ otworzyć nawet piwnice naszych hrabiów i książąt.

(Jakób wychodzi.)
(Mąż wchodzi kilkoma wschodami wyżej pod sam sztandar, na płaski taras.)

Całym wzrokiem oczu moich, całą nienawiścią serca obejmuję was, wrogi. — Teraz już nie marnym głosem, mdłem natchnieniem będę walczył z wami, ale żelazem i ludźmi, którzy mnie się poddali.
Jakże tu dobrze być panem, boć władcą — choćby z łoża śmierci spoglądać na cudze wole skupione naokoło siebie, i na was przeciwników moich,