Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/363

Ta strona została przepisana.
(Pada na kolana.)

Przebacz mi ojcze. — Matka pośród nocy przyszła i kazała...

(Mdleje.)
Mąż (chwyta go w objęcia )

Tego niedostawało. — Ha! dziecię własne przywiodło mnie do progu piekła. — Maryo! nieubłagany duchu — Boże! i Ty druga Maryo, do której modliłem się tyle!
Tam poczyna się nieskończoność mąk i ciemności — nazad muszę jeszcze walczyć z ludźmi — potem wieczna walka.

(Ucieka z synem.)
Chór głosów (w oddali.)

Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie; prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś — potępion na wieki.


Sala w zamku świętej Trójcy. — Mąż. — Kobiety, dzieci, kilku starców i Hrabiów klęczących u stóp jego. — Ojciec Chrzestny stoi w Środku sali. — Tłum w głębi — Zbroje zawieszone, gotyckie filary, ozdoby, okna.
Mąż.

Nie — przez syna mego — przez żonę nieboszczkę moją — nie — jeszcze raz mówię — nie.

Głosy kobiece.

Zlituj się — głód pali wnętrzności nasze i dzieci naszych — dniem i nocą strach nas pożera.

Głos mężczyzn.

Jeszcze pora — słuchaj posła — nie odsyłaj posła.

Ojciec chrzestny.

Całe życie moje obywatelskiem było i niezważam na twoje wyrzuty, Henryku. — Jeślim się podjął urzędu poselskiego, który w tej chwili sprawuję, to że