tak jak my po kilku latach bytu, uczuł nudę w sercu swojem, i zapragnął potężniejszych sił. — Trza być Bogiem lub nicością.
Weź kilku naszych, obejdź sale zamkowe, i pędź do murów, wszystkich co spotkasz.
Bankierów, i hrabiów, i książąt.
Chodź synu — połóż tu rękę swoją na dłoni mojej, czołem ust moich się dotknij — czoło matki twojej niegdyś było takiej samej bieli i miękkości.
Słyszałem głos jej dzisiaj, nim zerwali się męże twoi do broni — słowa jej płynęły tak lekko jak wonie, i mówiła: — „Dziś wieczorem zasiądziesz przy mnie.“
Czy wspomniała choćby imię moje?
Mówiła: — „Dziś wieczorem czekam na syna mego.“
U końca drogi czyż opadnie mnie siła? — Nie daj tego Boże. — Za jedną chwilę odwagi masz mnie więźniem twoim przez wieczność całą.
O synu, przebacz, żem ci dał życie — rozstajmy się — czy wiesz na jak długo?
Weź mnie i nie puszczaj — nie puszczaj — ja cię pociągnę za sobą.