Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/382

Ta strona została przepisana.

brnym blado oświecony — nie ku obrazom świętych zwrócone jego oblicze, ale ku bramie, którędy wyszli oni wszyscy. — Tam błękitu nocnego kawał, i jedna gwiazda miga. — On w nią patrzy i sztylet z pod płaszcza wyciąga — i patrząc w gwiazdę, z pochwy klingę bierze — i patrząc w gwiazdę, ostrzy ją na zgrzytającym kamieniu.


Tak w śnie magnetycznym z odkrytą źrenicą, nic nie widząc, nic nie słysząc, chorzy stąpają śmiało w księżyca promieniach — potęga, której nie czują, stała się nimi — ona im ręce zbroczy krwią nieprzyjaciół, ona ich odejmie brzegom przepaści. — Namiętność w słońca promieniach czerpa żary swoje, lecz równie pewno niesie, równie dziko pędzi!


I do owego człowieka zbliżył się mnich przyklękając przed wielkim ołtarzem, potem rzekł: „Ktokolwiek jesteś bracie, idź na spoczynek i nie mieszaj pokoju Pańskiego.“ Ale on mu nic nie odpowiedział. — Za tym szedł drugi i rzekł: „precz z kościoła, bo świętokradzcą jesteś.“ Ale on mu nic nie odpowiedział — aż trzeci przed nim stanął i zawołał: „Wyklinam ciebie i to żelazo, któregoś u stóp krzyża śmiał dobyć.“ — A wtedy wstał winowajca i odparł: „Na te słowa czekałem, by cios stał się niechybny a rana śmiertelną“ — i wyszedł powoli — powoli jakby liczył kroki własne, wiedząc, że ostatnie na ziemi!


Tymczasem rozwiodła się po Niebie noc tak przejrzysta i cicha, że każdy, co ją widział, uczuł w piersiach dreszcz rozkoszy, w duszy szczęścia przeczucie. — Jej cienie owinęły pola i gaje. — Jej gwiazdy weszły nad górami, jak duchów w błękicie ukrytych płonące źrenice. — Ziemia w przepasce z ciemności wonią kwiatów tylko i westchnieniem wód