Wznieście oczy — dojść miejsca dla dusz waszych po tylu błękitach zostało — nie żałujcie więc szarej ziemi, gdy przyjdzie w boju umierać. — Lecz kto broń złoży, temu niechaj zawsze twarz Boga czarną będzie z tamtej strony grobu!
„Nie rozsypujcie się po równinie, by gonić za plonem. — Anioł Stróż wasz mieszka w tych górach. — Dopiero później przyjdzie pora łupów! Słuchajcie owych siedmiu, którzy mnie wodzem postawili nad waszemi młodzieńcy. — Znękane siwym trudem ich prawice, ale rozum w nich króluje nad ciała gruzami — kiedy was zwołają, zbierzcie się do jednego — kogo wam obiorą hetmanem, za tym idźcie w nieustraszonem milczeniu — i zwyciężajcie, jakoście zwyciężali ze mną — mnie inna dola porywa. — Jutro moje już nie na tej ziemi. — Bracia, ja żegnam was na wieki!“
Umilkł i zerwał się, widząc, że księżyc już wysoko stoi. — Oni schodzą ku niemu, a wiją się chyżo i zewsząd go czarnem obwięzują kołem — potem podszedłszy bliżej, staną i wołają: „Gdzie idziesz wodzu nasz?“ On rękę wyciągnął ku łunie co za wzgórzami blado płonęła. — „Stój... to ogień wesela z zamku przodków twoich odbity na Niebie — my cię nie puścim do tych, którzy cię nie cierpią, do tej, która cię zdradziła!“ — Na te słowa, on skoczył z głazu, krzyk jego przebił piersi wszystkich przytomnych: „Kłamcy! ona mnie nie zdradziła, bo dziś jeszcze spać przy mnie będzie, spać będzie na wieki! — Poświęciłem wam dom i dostatki ojców, życie i szczęście z nią. — Ale śmierć z nią sobiem zachował — nadeszła ta chwila moja — puszczajcie mnie!“ — i przechodził wśród nich, pióra jego czapki wiatr niósł nazad, pukle ciemnych włosów i zwoje płaszcza nazad, ale on szedł naprzód i gdzie skinął dłonią, tam stawało się pusto — pomieszane wrzaski się wzniosły — jedni uklękli, drudzy pobiegli i znów w oddali murem przed nim