Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/407

Ta strona została przepisana.

zdaje się, głęboki spoczywa na tej części zamku — przez rzęd bocznych podwoi widać z daleka w sali biesiad porzucone stoły i dogasające światła. — Już też przez okna przejść wkradają się przedsłoneczne świty — wtem nagle zatrzymały się pacholęta niosące przed panem pochodnie. Z zakrętu ciemnej galeryi człowiek pędzi im na przełaj — włosy jego rozczochrane, szata rozdarta, ni sztyletu w pasie, ni miecza u boku, i sine usta i śniade czoło, jakby śmierć nań wionęła przechodząc, a on przed nią dotąd uciekał. — Nie puszczajcie ojca na krok jeden dalej“ i dopadł starca i uchwycił go za ręce. — „Gdzie żona twoja?“ — Pan młody padł na kolana: „Poczekaj, ojcze, wróć do twojej komnaty, tak rano śpiącej córki nie budź. — „A więc mówisz: nie budź jej, a więc ona się przebudzi jeszcze? — mów prawdę, człowiecze, bo zły duch mnie nawiedził snem strasznym — widziałem ją wołającą śmierci — a ty bezbronny tak jak teraz byłeś — i trzeci tam stał, który dziecię moje zamordował — powiedz, wszak to wszystko marnym żartem nocy naigrawającej się z biednego ojca? — Schylił głowę pan młody pod nieznośnym ciężarem tego zapytania, drży całem ciałem, a wzniesionemi rękoma opiera się starcowi. — „Milczysz? ha! Bóg mnie skarał, żem się pokłonił królowi twojemu i szukał związków z obmierzłą krwią twoją, cudzoziemcze! — Teraz ja sam jeden zostałem na ziemi!“ Zadrżały na ten krzyk starca wszystkie szyby okien i wszystkie serca przytomnych. — On chwycił miecz oburącz. „Milczysz? Ojcowie moi byli wrogami twoich — gdybym miał syna, byłby twoim wrogiem? — córkęm jedynaczkę miał tylko — bierz ten spadek po niej!“ I spuścił miecz, ale żelazo wyrwało mu się z dłoni i roztrąca się o przyległe filary — na ten szczęk zerwał się pan młody i jeszcze starca wstrzymać usiłuje. — Pasują się oba, z podziwu i przerażenia nie podobni sobie samym, dzikich zwierząt wzorem. — Ale rozpacz