Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/49

Ta strona została przepisana.

snęła ze zbroi wroga, jak źródło niegdyś za uderzeniem; nikt już nie stanie między mną a huryssą moją!
Marynie się wierzyć nie chce, by tak dziarski mąż zginął od ręki pacholęcia.
„A czemuś nie patrzała. Czyż moja wina, że w tej chwili perła rozumu roztopiła się w tobie, że gwiazdy twoich ócz zagasły? Ha! ciepła krew była w nim, iż mi ścierpłe ożywiła dłonie. “ To czasem znów o dziwacznych baje powieściach: „Patrz, jakim potężny i wielki: przede mną schylają głowę strażnicy i nie podnoszą jej, aż ranek zabrzasknie. Letarg jest moim niewolnikiem, i gdzie go posyłam, tam idzie, żelazne rygle usuwają się pod mojemi palcami, jak pierścienie włosiannego naramiennika, więzienie anielskiemi wystroiłem ci blaski. Ja sam, jak duch z piątego nieba zstąpiłem do ciebie. Tajemnice ojców dochowały się w moich piersiach. Żyjący niechaj mnie się lękają, bo i nad umarłymi rozciąga się moja władza. Z złotemi gwiazdami i z czarnemi chmurami mam przyjaźń i spółkowanie.“ A kiedy spostrzega niepewność lub drżenie na twarzy Carowej, sądzi, iż chwila nadeszła w serce jej ostatni raz uderzyć.
„Hurysso moja, kiedy senną cię zastaję, lubię wbijać się wzrokiem w twoje lica. I długo stoję przy tobie, dopóki cię struny moje nie obudzą. Lecz mi żywszej trza rozkoszy, to początkiem pieśni dopiero. Czyż jej końca nie doczekam się nigdy? Rzeknij ono jedno słowo: kocham, a wnet stąd wyprowadzę cię. Zawiodę na rozległe pola Kiafelu, tam już cynamon wonieje nad mogiłami, tam już migdały zielenią się znowu i kwiaty wyrosły z popioło, tak, że motyl siada na nich i nie domyśli się wśród gęstwiny tego, co leży pod spodem.“
Na to Carowa, gdy milczy z pogardą, on gaśnie w ciemności i oddala się pocichu.