Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/65

Ta strona została przepisana.

wiszących, z kamieni wschodu, szydzi sobie mścicielka północy, mróz im członki ćwiertuje i powieki spuszcza nad oczyma. Tak wśród wozów i koni całe padają hufce, a Moskwicin, który jeszcze wczoraj o południu lękał się ich wąsów, kiedy przejeżdżali obok chaty, dziś śmiało klaszcząc w ręce, depce po nich i błogosławi niebu.
Ginęli prędko w onych czasach książęta i hetmani z rozkoszy i z bojów. Ale nad świeżą ich mogiłą powstawali drudzy, równie dzielni, równie zapaleni, by z życiem wcześnie się rozstać, w kilku latach zawrzeć wiek cały chwał i rozpusty: nie szło im o to, dziś, jutro li padną, ale pragną umrzeć królami; dalekim niwom dać w znaki polskie imię, zapuścić się w kraje bajeczne, pomiędzy góry i morza, innych widzieć ludzi, za niebezpieczeństwem ścigać, tchu mu nie dając i zapchnąwszy w ostatnie schronienie, tam ostatnią ogromną zwieść walkę, jak z tygrysem w jaskini.
Przed wieki takiemi bywali bohaterowie, zwycięscy Rzymu, którym wolność wrzała w piersiach, tak, że od niej wypędzeni naprzód, kochali się w błędach, zjawiskach i wiecznej walce ze wszystkiem, co ich otaczało, z ludźmi i żywiołami, zmagając się z burzą po oceanie, tratując po gruzach na lądzie, a kiedy ludzi i burz nie stało, klnący w rozpaczy, że odetchnąć im trzeba.
Patrz na Aleksandra z Lissowa: nie ujrzysz go nigdy całkiem, bo zawsze ci go stos ciał lub kłąb dymu z przed oczów wyrwie w połowie. To mignie szabla wśród ogniów, to poła burki zakręci się na rozwalinach; to głowa czasem wyjrzy, broda, wąs, zroszone iskrami, czoło zwęglone, oczy pełne żaru, a reszty ciała nie widać, bo gdzieś zanurzone w gruzach i popiołach.
Tam na łożu w namiocie umiera książę Rożyński. I jemu też piękne dni światły kiedyś, ale teraz przyszło do ostatniej chwili, w kwiecie młodości, wśród niesfornych hufców. Ich krzyki i odkazywania dochodzą