wyskakując, to cofając się w tył; słychać brzmienie wieczornych modlitw, gdzieniegdzie światło zamignie, to lampa wejdzie na szczyt minaretu, to latarnia gdzieś błyśnie na wieży, z nad okolicznych trzęsawisk mgła się podnosi i leniwo wlecze się w górę; na brzegach wicher się zakręci i wzbije tumany białawego kurzu, gwiazda zalśni wśród błękitu, poniżej meteor przeleci nad wyziewami; choć robią cicho wiosłami, czasami się pożali uderzona fala. Niekiedy pomiędzy tylu zbrojnymi, chrzęst pancerza się ozwie, szmer takowoż słychać, złożony z przytłumionych głosów, podobny brzękowi owadów nad błotami; czółna się zetrą z sobą w pędzie i stukną, na każden z tych odgłosów rysy wodza pomimowolnie zadrgną, bo jemu dreszcz biega w piersiach jak młodzieńcowi, który się skrada pod okno lubej kochanki.
I zbliżyli się do wyspy: już mielizny podchwytują spód czajek i one więzną w mule. Wtedy z owego milczenia, zgodnie, razem, wydobyło się ogromne „hurra“, które nad wodami się rozległo i pędzone wichrem uderzyło o mury Astrachanu.
Wnet cała tłuszcza wali się ku miastu, wśród kilkunastu zbrojnych statków została lektyka, a wódz pożegnał jej panią obietnicą zwycięstwa i poszedł do walki; nie uszło chwil kilka aż tu buchnie pożar, Wołgę ozłoci, niebo łuna rozkrwawi; ogień to wesela, przy którym hasają mołodcy.
Kopuły, księżyce, krzyże, jako gwiazdy mordu, czerwono zabłysły nad miastem, między niemi pędzą kłęby dymu, które je przesłonią, to odkryją na przemian. Burza to pełna dziwów między niebem a ziemią; poniżej czarne postacie pląsają wśród płomienia, co chwila znikając jak duchy, to znowu wracając na widok, podług tego jak wicher przesłoni ich kurtyną z popiołów, lub obwiedzie kręgiem z ognia. Wciąż grzmi wrzask najezdników i nie daje krzykom broniących się, jękom rannych przedrzeć się aż do uszu
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/75
Ta strona została przepisana.