Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/89

Ta strona została przepisana.

wreszcie konia dosiadł i z hufcem mołodców zniknął w stepach.
Wojska moskiewskie zalały oba brzegi Wołgi. Astrachan wrócił pod panowanie Carów. Szein Nikoinko Horbroków przywodzi owym tysiącom, które się rozbiegły za Zaruckim, za Maryną. Po pustyniach pędzą Tatarzy i upatrują śladów uciekających; ale nieraz z tej pogoni już do wodza nie wrócą; mróz jeźdźców i konie do ziemi przykuje.
Szwed, który dał się namówić do dalekiej wyprawy, dotrzymuje jak może kroku zimie i z ciężką rusznicą brnie po śniegach, brnie w piasku pod spodem.
Moskale śmieją się i powoli stąpają; im nie mroźno, im dobrze, im doma wśród zawiei i śniegów. Zaludniły się puszcze; obozy co chwila przesuwają się po nich; wielbłądy stąpają z białemi namioty, gdyby z krzydłami na grzbietach; świstom wichru na przekór grają trąby i kotły. Pod szaremi chmurami błyszczą hełmy, tłum bród moskiewskich podobnych do zgrai buńczuków posuwa się naprzód. Coraz głębiej zapuszcza się wojsko w manowce pustyni. Tak bowiem Car Szeinowi kazał, a Szein przykazuje im teraz.
Ale też trupów niemało śladami ich leży na śniegu. Kruki i sępy tańcują nad niemi w powietrzu i rwą ciała na sztuki, wśród burzy, popijając śniegiem.
Nigdzie nie mogą wykryć śladu męża i niewiasty, za któremi się uganiają; wiatr co pląsa w pustyni, ślady owe zaciera. Zaraza szerzy się po wojsku, głód nastanie wkrótce, a zatem wódz każe stanąć, sobie szopę wystawić, przedniejszym rozbić namioty bojarom, nory w ziemi wykopać żołnierzom i pokryć je sitowiem, co po jeziorach tu i owdzie rośnie; a że na siłach upadł, kładzie się na skóry niedźwiedzie i rozmyśla jakby sobie i Carowi dogodzić.
Dzień minął, noc minęła, żadnego powziąść nie zdołał zamiaru: — Wyginą owe tysiące bez żywności j o takim mrozie: mniejsza o to — ale ja możno gdzie