Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/91

Ta strona została przepisana.

niec świata, lecz wprzód wrócić do Astrachanu trzeba; żywności i prochu zabrakło, potem gotowiśmy pomrzeć za Cara chrzestne panowanie.
Nastąpiło milczenie; płowe oczy Szejna żarzą się jak u chorego tygrysa, w ich spojrzeniach dzikość wojownika, chytrość doradcy zwyczajnie przebija; teraz dzikość wzięła górę; zadrżeli przytomni, on zagrzmiał potężną piersią, nazwał ich nikczemnikami, ale boleść przerwała mowę; musiał spuścić głowę i jęknąć, wyrwał sobie siwych włosów garść i sypnął niemi w oczy otaczającym. Wtem usłyszano głos straży kłócącej się u progu; potem skrzypnęły drzwi szopy i wszedł młodzian, bez pytania się o pozwolenie. Ta zuchwałość wszystkich spojrzenia ku niemu obróci.
Nosił się dziwnym strojem, ni szwedzkim ni moskiewskim, zarywającym trochę na ubiór wschodnich Emirów. Szyszak miał stalowy, wygładzony jak lustro niewyczerpanych połysków, koszulkę z posrebrzanych drutów, spiętą czarnemi klamrami, a na każdej wydłutowana głowa niedźwiadka z arabskim w około napisem; z pod niej przeziera szata błękitna, kindżał u lewego, bułat u prawnego boku, z pochwą o mnogich ozdobach, na ramionach rękawice z futrzanem obszyciem, a nogi żelazem okryte.
Wszedł i nie zatrzymał się czekając, by mu przystąpić kazano, ale przesunął się między bojarami i stanął o dwa kroki od Horbrokowa.
— Nuradynie Murzo, Nuradynie Murzo, skąd ta zuchwałość? — szeptali mu do uszów otaczający, a on się uśmiechał tak jak dziecko radujące się z własnej swawoli.
— Nie jednego Tatara kazaliśmy zasmagać na śmierć w karę za krnąbrność, zawołał Szein podnosząc się na skórach niedźwiedzich i wlepiając oczy w twarz Nuradyna, jakby go przestraszyć chciał; wara, choć dowodzisz tysiącem ich i ubranyś gdyby odaliska Serajów. — Twarz młodzieńca nie zachmurzyła się na