Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/93

Ta strona została przepisana.

w pobliżu i rzucił go z łoskotem: — Uciekła! Car mi się nie pokłoni; wszelkiemu pospolitemu motłochowi pośmiewiskiem będę. Jaki z niego bojarzyn, powiedzą z mnożnem natrząsaniem; łeb twój z karkiem rozbrat weźmie, Tatarze, za taką nowinę.
— Do moich tysiąca przydaj dwa tysiące Kumańskich, a twoją Maryna, a twoim Zarucki.
W głosie młodzieńca nie było żadnego wahania się, żadnej wątpliwości; nie spieszył się z odpowiedzią Horbroków, znów skórę niedźwiedzią naciągnął na szyję i dumał.
— Na słońcu mojej waleczności żadnej chmurki nie masz, od kiedy wam służę, wojewodo; przypomnij owe pachole co przybiegło do ciebie, kiedyś stał pod św. Trójcą; a dziś wodzem jestem. Czemże wyniosłem się, oto błyskawicą mej szabli.
Wracaj do Astrachanu, tam odpoczniesz lepiej; tam i wino kipi w czarach, tam oczy dziewczyn wrą w powiekach, a mnie poślij, za zbiegami; po bezdrożach po manowcach, dniem i nocą, ich nie odstąpię śladów; ścigać będę za Carycą jak kochanek za kochanką, a choćbym miał gryźć piasek i popijać sokiem piołunu, wytrwam i dogonię. — To mówiąc ruszał rękoma i całem ciałem, znać, że jego chęci tak żywe, iż nie dosyć mu słów na ich wydanie, a twarz wycieńczona przez rozkosze i opium, zabłysnęła nadzieją i szczęściem; nie owem szczęściem błogiem, które jest snem namiętności, cichą pogodą bez żadnego wichru; ale owem, co duszę człowieka jak piorun chmur, zarazem Boskim ogniem obleje i rozerwie na sztuki. Oczy jego rozpromieniły się nad zapadłemi rysami i buchające z nich spojrzenia budują Szeina.
— Dwa tysiące Kumańskich przydawani do twoich ludzi, ale przysięgnij, kiedy Ją i Jego związanych powrozem przyprowadzisz do stóp moich, bym ich zawiódł przed Hospodara naszego, że przed Hospodarem naszym za to o nagrodę bić czołem nie będziesz. Ja,