Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/118

Ta strona została przepisana.

za ręce go ściskał, ale jeszcze nie śmiał oznajmić, że ty weźmiesz dowództwo pretorium — powtarzał tylko iż się spodziewa, że łagodnemi słowy i obietnicami nawrócisz zbuntowanych — mnie się polecał bym go moim pole cała bogom — potem skoczył i legł wśród kwiatów i tarzał się jak wąż niespokojny.

Irydion.

Obudzić go trzeba.

Elsinoe.

Chodź za mną.

(Idzie i roztwiera kurtynę, za nią widać drzemiącego Heliogabala na stosach róż i fijołków.)
Irydion.

Czekaj jeszcze! te usta rozemknięte coś wymówić mają.

Elsinoe.

Przeklęstwo im! czy sennym, czy na jawie, czy żyjącym, czy w grobie!

Heliogabal.

Iry, Iry, czego opuściłeś mnie?

Elsinoe.

On marzy o tobie.

Heliogabal.

Elsi, Elsi moja, czego opuściłaś mnie?

Elsinoe.

Ach! córa Grimhildy nigdy twoją nie była!

Irydion (dotykając się Heliogabala.)

Imperatorze!

Heliogabal.

Kto woła — co — gdzie?

(Zrywa się.)