Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/119

Ta strona została przepisana.

Ach! to wy. — Ach! to róże moje i kochane trójnogi.

(Bierze ich za ręce i kilka kroków idzie naprzód.)

Umierałam już, kiedy głos twój mnie wskrzesił!

Irydion.

Cóż tak strasznego widziałeś?

Heliogabal.

Okropnie mi było. — Zdało mi się w początkach uśpienia, że lud cały i wszystkie narody zdrobniały w karła bezsilnego i spętanego w łańcuchy; moja noga błyszczała na jego włosach jak muszla przejrzystej białości. — Tron mój pałał blaskami Olimpu. — Rzym też już płonął naokoło według obietnicy twojej i ludzi nigdzie nie „było, bo wszystkich żyjących gniotłem jedną stopą moją!

Irydion.

A więc pomyślną wróżbę zesłały ci bogi!

Heliogabal.

Słuchaj, słuchaj. — Zdało mi się że z Mausoleów powstali umarli — powstał Tubero i Lucius Wiktor i dwaj Apuleje i inni; wiesz, inni wszyscy — a u widnokręgu nagle ukazał się ojciec mój Karakalla z głową okręconą żmijami, z ludzkiemi czaszkami w dłoniach, ogromny, zataczający się w popiołach, i zapadł wołając „o Synu.“ — Oni wtedy ku mnie stąpać zaczną — karzeł rozśmiał się i zrzucił nogę moją. Oni idą, idą. — Tyś stanął przy mnie, a z drugiej strony ona. — Oni idą, patrz idą, togi zarzuciwszy na lewe ramię, w prawym ręku ściskając sztylety. — Wtedy rzekłeś, wydając mnie „Oto Cezar“ i Elsinoe rzekła wydając mnie „Oto wasz morderca“ i sto nagich błyskawic mignęło przed mojemi oczyma — sto rozrzynających gromów ugrzęzło mi w piersiach!

(Cofa się i zakrywa oczy.)

Znowu on, on, Ojciec mój!