Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/121

Ta strona została przepisana.

się palić — nie lękaj się — przy tem świetle skonają pieśni na ustach Arystommacha. — Gdzie skarby twoje?

Heliogabal.

Część przesłałem już do Syryi — reszta pod strażą Eutychiana.

Irydion.

Co zostało każ rozdać pretoryanom dworu!

Eutychian (wbiegając.)

Boski, boski, źle się nam dziać poczyna. — Lud odpędził żołnierzy od bram kuryi[1]. Senatorowie się wcisnęli do kuryi. — Siedzą i radzą — a o czem, miły Anubisie? O śmierci boskiego!

Irydion.

Spiesz się, Cezarze!

Heliogabal.

Stary przyjacielu, podaj mi rękę. — Tak, dobrze, opieram się na tobie jak za dawnych czasów — razem kadziliśmy w świątyniach Mitry, piliśmy razem. — Ach! w przeszłości mojej wszak smaczne bywały papuzie wątróbki i dziewic rozgorzałe usta — a teraz losom przeciwnym ustępujemy razem — miecz swój oddaj Irydionowi — proszę cię — ty zostaniesz przy mnie a on będzie prefektem pretorium!

Eutychian.

Kto! ja? oni chcą głowy mojej, on dostojeństwa mego — bez głowy, bez miecza, jakże to będzie? ja przyprawiłem dla ciebie ostatnią czarę Sylwiusza, a...

Heliogabal.

Milcz i oddaj!

Eutychian (miecz odpasuje.)

Greku, nie trudź dziecięcia mojego — ono u lędźwi moich zawsze się hojdało w miedzianej kolebce.

  1. Kurya, każden budynek, w którym sąd lub senat się zbierał.