Ta strona została przepisana.
Alboin.
Jakiś niedobitek dźwięku krąży w uchu moim.
Masynissa.
Ja wam mówię, że tętnią kopyta.
Verres.
Coś takiego — coś takiego.
Pilades.
Patrzcie. — On, on się wydobył.
Verres.
Teraz obelisk i portyk go przesłonił.
Alboin.
Jak strzała przebił na wylot świątynię.
Masynissa.
Scypionie!
Głos Scypiona.
Zwycięstwo!
Chór.
Niech żyje wnuk Afrykanina!
Głos Scypiona (na wschodach.)
Nie traćcie czasu — słońce już w kałuży krwi tonie za Tybrem — z lochów wynieść pnie i gałęzie cyprysów i nim wejdą gwiazdy, stos z nich ułożyć nad domem.
(Wchodzi.)
Verresie, Masynisso, przyjaciele, nie ma już senatu!
Pilades.
A pan mój gdzie?
Scypio.
Udał się do pałacu Cezarów, by straż pretoryańską obejrzeć. — Za chwilę ujrzycie go tutaj!
(Do niewolników wchodzących z drzewem i konwiami.)