Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/138

Ta strona została przepisana.
Masynissa.

Jeszcze daleko do zorzy.

Pilades.

Panie, panie, szyszak twój.

Irydion.

By zwyciężyć dość miecza — by zginąć nie potrzeba hełmu, — naprzód, Nazaarenie.

(Wychodzą.)
Masynissa (wstając i wznosząc ręce.)

O miasto serdeczne moje, błogosławię tobie! O Roma, w cieniu tych ramion bądź spokojnej myśli! — Zbawiona jesteś dla podłości twojej! Zbawiona jesteś dla okrucieństwa twego! Żyj i uciskaj — by ciało zepsuło się w mękach, a duch zwątpił o Bogu.

(Znika za stosem.)




Przybytek Eloimu w katakombach. — Wiktor na stopniach ołtarza. — Za nim kapłani i starce. — Z jednej strony klęczy Symeon z drugiej stoi Metella. — Dalej chrześcianie zbrojni na kolanach — na ołtarzu kielich święty i krzyż obwisły różami wśród palących się kadzielnic.
Wiktor.

Jako po tych dymach mdlejących tak i po was śladu nie będzie na ziemi ni w niebie. O! żeby sen wasz mógł być kamienny bez wspomnień, bez przebudzenia. Ale w przestworach śmierci wy żyć będziecie, tam gdzie zemsta Pana wiecznym gromem uderza. Wy żyć będziecie na wieki.

(Do Symeona.)

Uciekaj jak pierwszy morderca z przed oblicza Jehowy.

Symeon.

Słuchaj mnie raz jeszcze.