Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/151

Ta strona została przepisana.
Irydion.

Za nadzieją precz niechaj idzie i pochwa — a ty rękojeści przyrośnij do dłoni. — Śmierć Aleksandrowi! naprzód.

(Wychodzą.)




CZĘŚĆ CZWARTA.

Pałac Cezarów. — Aleksander Sewerus. — Mammea. — Ulpianus — Dworzanie.
Ulpianus.

I czegóż jeszcze po nim spodziewać się możesz? Czyż z razu nie zwodził nas mglistą posępnością? Czyż później nie powstał przeciwko nam — jasno, nieubłaganie? a teraz wdałże się w prośby, uznałże cię panem Rzymu? Wczoraj dzień cały walczył z nami, w nocy spalił dwie świątynie, popierając sprawę zgubioną, raczej jak Duch nienawistny niż jak człowiek śmiertelny — bo z przejrzenia bogów ludzie kochają się w złem dla celów swoich tylko, nie zaś dla miłości złego! Rada moją nie mieć żadnej litości — i tak już dosyć łaski twojej, żeś mu ciało siostry odesłał.

Aleksander.

Kiedy z łonem przebitem, wstrzymując jęki, gasła w moich ramionach, przysiągłem, że bratu przebaczę — i duch jej z tą obietnicą odszedł odemnie.

Ulpianus.

Inni mogą chwalić wspaniałomyślność Cezara — mnie przyszło nazwać to słabością tylko. — Juniusa za to uczcili przodki nasze sprawiedliwego imieniem, że własnym nie przepuścił synom — kto występnym przebacza, ten niewinnych będzie karał kiedyś.

Mammea.

Trwaj w myśli twojej. — Miłosierdzie jest drugą purpurą królów.