Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/170

Ta strona została przepisana.
Alboin.

Dopóki tlała iskra nadziei służyłem ci wiernie — jako ty nienawidzę Romy — ale teraz...

Irydion.

Służalcze orła, legionisto Karakalli, ty mnie zdradzisz także?

Alboin.

Nie ja, ale Fortuna opuściła cię pierwsza! chleb mój woła mnie w inną stronę. — Czy słyszysz głosy trybunów? Cezar głowę twoją puścił na targ mieczom naszym.

(Dobywa puginału.)
Irydion (przebijając go.)

Idź do piekła — na tej drodze wcześniej czy później spotkasz się z Cezarem.

(Wychodzi przeciwną stroną.)




Podwórzec na wzgórzu przed pałacem Irydiona. — Niewolnicy, Gladiatory, żołnierze z pochodniami. — Dymiący stos Elsinoe z boku.
Kilku.

Gdzie bieżysz, Pilades?

Pilades.

Do lochów, gdzie cyprysy i sosny. — Pan tak rozkazał.

Inni.

Zatrzymajcie go — wyrwijcie mu pochodnię.

Pilades.

W tył — nie zbliżać się do mnie — rozstąpić się — czy nie poznajecie mnie, bracia?

Pomieszane głosy.

Rzuć pochodnię — stój na miejscu, jeśli nie chcesz zginąć.