Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/171

Ta strona została przepisana.
Inni.

Tam w dali już lecą orły Arystommacha.

Inni.

Z tej strony Tubero się wdziera.

Irydion (wchodząc.)

Mylicie się ludzie moi. — Tubero przeżył już wszystkie dni swoje!

(Wstępuje na podstawę obelisku.)

Cóż to znaczy? topory, puklerze na ziemi — sami w nieładzie stoicie jakbyście nie wiedzieli co czynić. Bracia, raz ostatni wołam was do boju — a potem sen i wieczne milczenie!

(Chwila cichości.)

Cóż to znaczy? patrzycie ku mnie wzrokiem bojaźliwych — opuszczacie ramiona — przelatujące połyski bledną od bladości lic waszych! do broni!

Jeden z żołnierzy.

Wodzu! biłem się od mroku aż do zachodu słońca.

Drugi.

Kto ostał się przy nas? jedni leżą bez ducha — drudzy konają w torturach — inni sobie poradzili lepiej — przeszli do Cezara.

Inni.

Patrz na rany nasze — ledwo ustać możemy.

Inny.

Arystommachus pół żelesca w piersiach mi załamał. — Daj wody — wody trochę.

Irydion.

Ognia, ognia tylko ci dać mogę.

Wszyscy.

Ty okrutny — ty bezbożny.