O boski Cezarze, my go chcieli wydać Tobie.
Przebrała się litość moja.
Bądź nam miłosierny — on jeden winny. — On nas omamił i zgubił!
Vae victis! Zbliżcie się, liktory!
O ty, którą kochałem dla mąk twoich, Hellado, Hellado! czy byłaś tylko cieniem? Chmuro miłości mojej, czy ty odchodzisz na wieki? Wróg twój jak wprzódy stoi niewzruszony i marmury wyszczerza przed słońcem jak białe kły tygrysa! po co mnie być tutaj? gorączka pali głębie czoła mego — myśli toczą mi duszę jak robaki trupa!
Odśwież siły w mgle poranku — pij chłodne powietrze i światło.
Jak ogniwo do ogniwa, do mojej dłoń twoją spiąłeś i przywlokłeś mnie, ale człowiek raz tylko żyje — ten raz przyszedł dla mnie — ja skonałem wczoraj.
Synu! zawód twój nie skończył się jeszcze!
Nie dręcz mnie. — Ojciec mój umarł w twoich ramionach — siostra skonała w pałacu Cezarów. — Ja u stóp twoich dogorywam. — Czyż nie dosyć tobie?