Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/21

Ta strona została skorygowana.

— pamiętajcie o ziemi potoków i o Bogu moim — o dzieci moje, ja dla was umieram, — usta jej zbielały — sine cienie łamią się po twarzy i naprzemian to woła, to odpiera was od zatrutego łona.
Nagle myśl jej porzuci przytomnych i wraca w inne strony i czasy. — Tam ojciec duma stary — tam ją królowie przeklinają — wyciągnęła rękę — umierając, prorokować będzie: — Bracia moi, do boju — na siedmiu wzgórzach namioty wasze — na szczycie Kapitolu biesiada wasza — a tam nizko w dole zgrzyta i płacze w łańcuchy spętana, zdeptana Roma, Roma, Roma!
I upadła przed Bogiem swoim. — Amfiloch podniósł ją w objęcia — chciała ramieniem obwiązać mu szyję — opadło ramię. Sama na wznak się chyli, włosy jej zlewają się na dół coraz niżej i niżej, aż z jego rąk drętwiejących na marmur stoczyło się ciało.
Przykląkł i czarną zasłonę, wieniec pogrzebny kapłanek złożył na jej czole — potem wstaje w dzikiem obłąkaniu i woła: — Gdzie topór z Cherzonesu Cymbrów, niewolniki? — Podali mu go drżące niewolniki — on go wziął, ścisnął i zbierając wszystkie siły śmiertelne przeciw nieśmiertelnym, stąpa ku posągowi. — Żelazo podniósł, trzy razy błyskawicę ważył po nad głową, a za czwartym razem obalił Boga, wroga swego i zdeptał w milczeniu rozpaczy!
Taki ród twój, taka przeszłość twoja, potomku Filopomona, wnuku króla mężów, senny Irydionie! — A teraz ojciec twój porzucił dom przodków na Chiarze i z urną Grimhildy płynie ku Rzymowi. — On stracił tę, którą kochał — osiądzie więc pośród wrogów i przynajmniej pełnem sercem nienawidzić będzie, a dzień przepowiedziany, dzień zniszczenia, nadciągnie tymczasem.